Bol dobyty Vel’ky Rozsutec!
Weekend to niewątpliwie najjaśniejsza część tygodnia, moment, kiedy można naładować baterie, odpocząć od pracy, oddać się lenistwu, nadrobić zaległości w serialach, słowem czas błogiego odpoczynku…
Nie dla wszystkich… Grupa zapaleńców, miłośników górskich szlaków z Siennej i okolic postanowiła w ostatnią sobotę zdobyć się na karkołomny krok i dokonać szalonej rzeczy – zdobyć piąty co do wielkości szczyt słowackiej Małej Fatry – Wielki Rozsutec!
Klub Podróżnika znów zawitał w Słowacji po zeszłorocznej eskapadzie w Sulowskie Skały. Losy wyprawy ważyły się do ostatnich godzin – termin wycieczki (tzn. 28.09.2024 r.) próbowała storpedować pogoda ale, koniec końców, warunki atmosferyczne na tyle się ustabilizowały, że wyprawa była możliwa.
W sobotni poranek zawitaliśmy na parkingu w Stefanowej i ruszyliśmy w kierunku szczytu Rozsutca dumnie górującego nad tym miejscem. Pierwszy etap wyprawy to Janosikowe Diery a raczej końcowa ich część tzw. Horne Diery – trasa biegła wzdłuż Dierovego potoku a duża ilość drabinek, łańcuchów, kładek i klamr ułatwiających wspinaczkę powodowała, że trasa była na tyle urozmicona, że wręcz nie czuło się przebytych metrów. Ostatnia część pierwszego etapu prowadziła przez leśny stok i kończyła się na przełęczy Medzirozsutce, gdzie mieliśmy pierwszy dłuższy postój. Z samej przełęczy rozciąga się oszałamiający widok na pobliski Wielki Rozsutec oraz na jego mniejszego brata – Małego Rozsutca.
Początkowo, spoglądając na szczyt, aż trudno uwierzyć, że można spokojnie postawić na nim stopę. Drugie zdziwienie przychodzi w chwili, gdy na szlakówce ujrzymy czas, jaki będzie nam potrzebny. Trzeba przyznać, że 30 min brzmi nierealnie i niewiarygodnie. Praktycznie każdy wyruszając w kierunku szczytu spogląda na zegarek kręcąc z niedowierzaniem głową. Szlak jest chyba najtrudniejszym małofatrzańskim odcinkiem, krótkim ale jednak wymagającym. Najpierw lasem, później już skałą. Tutejsza sekwencja łańcuchów wymaga pewnego obycia z „żelastwem” i niewrażliwości na ekspozycję.
Sam Mały Rozsutec nie był celem wyprawy ale w ramach bonusu dla chętnych zebraliśmy kilkuosobową ekspedycję, która podjęła się zdobycia tego szczytu. Jak wspomniałem wyżej odcinek z przełęczy miał trwać około 30 minut… I tyle prawdopodobnie by trwał gdyby nie pomyłka przewodnika (przez skromność nie wspomnę, że to ja byłem tym przewodnikiem) i trasa z 30 minut rozrosła się do około godziny.
Drugi etap wyprawy to mozolna, godzinna ostra wspinaczka przez zalesiony stok. Jednak ostra wspinaczka ma swoje plusy, po mniej więcej 15 min zaczyna się pojawiać kosodrzewina, a panorama mocno poszerzać!
Odtąd spaceruje się już dużo przyjemniej i wolniej, bo co chwila przystajemy aby zrobić zdjęcia! Pojawiają się też pierwsze ułatwienia w postaci łańcuchów. Mimo że Wielki Rozsutec jest wyższy od swojego brata o 300 metrów to dotarcie na szczyt, o dziwo, jest prostsze. Łańcuchy tutaj nie są tak odważnie poprowadzone, raczej pomagają, gdy skała jest mokra, aniżeli są bezwzględnie potrzebne. Na samym szczycie jest sporo miejsca, więc śmiało można przysiąść na dłuższą chwile w zadumie, szczególnie że to doskonały punkt widokowy.
Ostatni etap to zejście ze szczytu Rozsutca na przełęcz Medziholie. Zejście nie było szczególnie komfortowe mimo obecności kilku łańcuchów i drabinek ale odbywało się w cudnej scenerii. Gdy znaleźliśmy się na samej przełęczy i obejrzeliśmy się raz jeszcze na szczyt, z którego zeszliśmy to mimo zmęczenia można poczuć dumę bo Rozsutec z tej perspektywy wygląda naprawdę dostojnie i okazale. Teraz pozostała tylko godzinka do parkingu i powrót do domu
Dziękuję wszystkim uczestnikom naszej wyprawy za udział i zainteresowanie działalnością naszego klubu. Dziękuję rodzicom, którzy dzielnie mimo ogromnego zmęczenia pomagali młodszym uczestnikom w zejściu ze szczytu. Dziękuję samym uczniom, którzy mimo iż sobota jest dniem wolnym od nauki znajdują w sobie tyle siły, determinacji i energii do podjęcia trudu. Dzięki Wam znajduję w sobie motywację by w dalszym ciągu kontynuować działalność Klubu Podróżnika.
Do zobaczenia na kolejnym szlaku
P.S. Na bieżąco monitoruję pogodę na najbliższe tygodnie i, niestety, jak na razie kolejne soboty będą upływać raczej deszczowo co uniemożliwia górskie wędrówki. Mam pewien pomysł, który przedstawię w najbliższym czasie, kiedy tylko aura okaże się trochę łaskawsza. Nie ukrywam, że chodzi mi po głowie zwiedzenie pewnego uroczego miasteczka czeskiego (uczniowie siódmej klasy znają to miejsce ale mam nadzieję, że będą mieli ochotę ponownie tam zawitać). Ja sam byłem tam kilka razy na przestrzeni kilku lat i zawsze z ochotą tam wracam, tym bardziej, że miejsce to polecę najmłodszym uczestnikom…